w gruncie rzeczy nie miało to wielkiego znaczenia. Krzysztof już odszedł i rozmawiał teraz z Elżunią Reese, która o siódmej rano miała na sobie suknię balową i płakała, jak małe dziecko. Czego właściwie Elżunia płacze? Przecież nikt z Reese‘ów nie poszedł na wojnę. Rilli także zbierało się na płacz, ale wiedziała, że nie powinna. Co ta obrzydliwa stara pani Drew mówiła mamie?
— Nie pojmuję, jak pani może to przeżyć, pani Blythe. Jabym nie przeżyła tego, gdyby chodziło o mego biednego chłopca.
A mama, och, mama zawsze potrafiła zachować spokój! Jakże pięknie błyszczały jej szare oczy na tle bladej twarzy.
— Byłoby jeszcze gorzej, pani Drew. Muszę mu dodać odwagi.
Pani Drew nie rozumiała, lecz Rilla wiedziała o co mamie chodzi. Podniosła w górę głowę. Trzeba bratu dodać odwagi.
Rilla znalazła się nagle sama i mimowoli poczęła się przysłuchiwać rozmowom różnych ludzi, spacerujących po peronie.
— Mówiłam Markowi, aby zaczekał, aż będą powoływali starszych mężczyzn. Gdyby werbowali ten rocznik, na pewno pozwoliłabym mu iść, — mówiła pani Pawłowa Burr.
— Myślę, że najlepiej będzie obramować górę aksamitem. — zastanawiała się Basia Clow.
— Lękam się spojrzeć na mego męża, bo z twarzy jego mogę wyczytać, że także pragnie się za-
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/90
Ta strona została skorygowana.