znajdowali się o kilka mil od Paryża, jazda taką szkapą wydała się Rilli całkiem przyjemna. Najważniejszą rzeczą było, aby podróż ta odniosła jakieś rezultaty.
Przed wieczorem Rilla znalazła się obładowana paczkami i pakuneczkami przy końcu ścieżki prowadzącej na wybrzeże i poczęła zastanawiać się nad tem, czy powinna wstąpić do domu Andersona. Andersonowie byli bardzo biedni i prawdopodobnie pani Anderson nie mogłaby się zdobyć na najdrobniejszy nawet datek. Z drugiej znów strony mąż jej, rodowity Anglik, który do wybuchu wojny pracował w Kingsport pojechał do Anglji, aby tam wstąpić do wojska i od tej pory nie dawał o sobie znaku życia. Pani Anderson mogłaby się czuć dotkniętą, gdyby Rilla jej dom ominęła. Postanowiła więc wstąpić. Później niejednokrotnie żałowała, że to uczyniła, ale były i takie chwile, kiedy samej sobie była wdzięczna za to.
Dom Andersonów był raczej małą zapadłą chatką, wznoszącą się na samem wybrzeżu i jakby ze wstydem kryjącą się między drzewami. Rilla przywiązała konia do sztachet i weszła do wnętrza. Drzwi były otwarte, a widok jaki się jej oczom ukazał, poprostu zatamował oddech w piersi dziewczyny.
Przez otwarte drzwi do małej sypialni, znajdującej się naprzeciw, Rilla ujrzała panią Anderson, leżącą na nieposłanem łóżku. Pani Andersen była martwa, nie ulegało to najmniejszej wątpliwości. Nie trzeba się było również zastanawiać nad tem, że opasła kobieta o czerwonej twarzy, siedząca u
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/97
Ta strona została skorygowana.