drzwi i paląca ze spokojem fajkę była żywa i zdrowa. Siedziała oparta o ścianę, patrząc obojętnym wzrokiem na porozrzucane w pokoju drobiazgi i na nieład panujący tutaj.
Rilla znała tę kobietę ze słyszenia i z widzenia. Nazywała się pani Conover i mieszkała w wiosce rybackiej. Była ona cioteczną babką pani Anderson i piła tak samo dużo, jak paliła.
Wiedziona pierwszym impulsem, Rilla chciała się cofnąć. Ale przyszło jej na myśl, że nie powinna tego czynić. Może ta kobieta potrzebowała jakiejś pomocy, chociaż wyraz jej twarzy świadczył o zupełnem zadowoleniu.
— Proszę wejść, — rzekła pani Conover, wyjmując z ust fajkę i spoglądając na Rillę małemi swemi szczurzemi oczami.
— Czy... czy pani Anderson naprawdę umarła? — zapytała Rilla nieśmiało, przechodząc przez próg.
— Nie żyje, jak Bozię kocham, — odparła pani Conover wesoło. — Wyciągnęła nogi przed pół godziną. Posłałam Jana Conovera do telefonu i może sprowadzi jakąś pomoc z wybrzeża. Pani jest doktorówna, co? Może krzesełko?
Rilla nie mogła dostrzec ani jednego krzesła, na którem nie leżałyby jakieś przedmioty. Postanowiła więc nie siadać.
— Czy śmierć nastąpiła nagle?
— Umierała już tak od czasu, gdy ten przeklęty Jim wyjechał do Anglji. Szkoda nawet takiego wspominać. Uważam, że umarła z powodu ostatnich wiadomości. To małe urodziło się czternaście
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/98
Ta strona została skorygowana.