mowa wesele Swadwą zwała (Rzecz o małżeństwie wyd. 1625 r.)
Kiedy parobek postanowił sobie ożenić się, albo kiedy to podobało się jego ojcu, wówczas idą prosić dwóch, z najwymówniejszych we wsi ludzi na starostów, albo swatów; wyprawiając dają im chleb i drobek soli. Idą oni wieczorem z panem młodym i jego przyjacielem do téj chaty, gdzieby sobie chcieli wyswatać dziéwkę. Parobek już jest kniaziem, a przyjaciel jego bojarynem. Przyszedłszy tam, gdzie postanowili sobie prosić o rękę dziéwki, starostowie wchodzą do chaty, a parobcy, zostają na podwórzu. Jeżeli swatowie długo bawią, to kniaź z bojarynem, żeby czasu darem nie tracić, idą sobie na wieczórki. Tymczasem starostowie wchodząc do chaty mówią: Dobrywieczór. Pozdrowiwszy słońce, miesiąc i gwiazdy,[1] ten dóm, was i wszystkich tu przytomnych, oświadczamy, że nasz kniaź wyszedł na polowanie i pędził się za łasiczką; ta pobiegła przez las w pole, z pola, przez wieś, w ogrody, a z ogrodów trafiła do waszéj chaty. Czy pozwolicie nam jéj tu poszukać? Czy wydacie ją księciu naszemu radośnie, czy może niechaj jeszcze u was podrośnie?
- ↑ Oto wyraźny ślad Sabeizmu, czyli czci gwiazd, jaka musiała być znaną w starożytności ludom Słowiańskim. Daléj jeszcze nastręczą się nam inne szczegóły, mogące utwierdzić nas w tém przekonaniu.