leżylego uczczenia przygotowanych przez gospodynię potraw, nie szczędząc sobie wzajem przyjacielskich wynurzeń. Sawiniusz i Jakób byli braćmi mlecznymi, kochali się jednak jak bracia rodzeni.
— Posłuchaj — odezwał się nagle przybysz, zatapiając nóż w pasztecie, aż czarnym od trufli perigrodzkich, — Nie przybyłem do ciebie wyłącznie na wieczerzę. Mam pomówić z tobą o sprawach wielkiej wagi...
— Jestem do usług twych — odrzekł ksiądz. Odczytawszy list twój, zaraz domyśliłem się, że zaszło tam coś ważnego. Mów zatem.
— Odłóżmy to do wetów.Jeśliś łaskaw, przysuń mi tego szczupaka, który ma pozór tak czcigodny.
— Jest to, kochany Sawinjuszu, triumf mojej Joanny. Nieczęsto jada się taką rybę.
— Do licha! Czyby należała ona do istot bajecznych?
— Bynajmniej. Jest to szczupak jednooki z jeziora Fonta, którego proboszcz tamtejszy przysłał mi na uczczenie ukochanego gościa.
— Cudownie! Jednooki, czy dwuoki, smakuje przewybornie, a te szampiniony z białem winem czynią go prawdziwie boską potrawą!
Uczta zakończyła się wesoło. Ale zaledwie Joanna zdjęła obrus i postawiła na stole butelkę likieru z Armagnac, oraz przyniosła na błyszczącej metalowej tacce dwa małe kieliszeczki, Sawinjusz odrazu spoważniał.
Przełknął kilka kropli starego likieru, poczem, wspierając się o stół łokciami i zatapiając przenikliwe spojrzenie w oczach przyjaciela, rzekł:
— Czy pozwolisz, Jakóbie, abyśmy pomówili teraz o sprawach poważnych?
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/10
Ta strona została skorygowana.