Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/106

Ta strona została przepisana.

trafi! Postanowiłam poświęcić się, zrobić z uczucia swego ofiarę, zachowując jednak do śmierci, jako najwyższą pociechę, pamięć pierwszego wzruszenia.
— Droga Gilberto! Kiedyż będę mógł pochlubić się jawnie swem szczęściem?
— Gdy tylko zdobędziesz się na odwagę wyjawienia prawdy Rolandowi, jak ja postanowiłam wyznać ją swemu ojcu.
— Rolandowi! Zawsze o nim zapominam! Czemuż przywracając mi rodzinę, Bóg zmusił mnie wybierać pomiędzy niewdzięcznością i-nieszczęściem!
— Nie Boga trzeba tu oskarżać.
— A kogoż?
— Mnie. Nie miałam odwagi sprzeciwiać się swemu ojcu, a jednak powinnam była to zrobić, gdyż nie kochałam hrabiego. Teraz spełnię swój obowiązek.
A brat?
— Brat jest człowiekiem zbyt prawym, aby miał żywić niechęć do ciebie za uczucia, które,moje serce przepełniają.
— Żyjmy więc teraźniejszością, Gilberta.
— Żyjmy teraźniejszością i wierzmy w przyszłość.
W salonie pojawił się Cyrano. Spostrzegł zdaleka zakochanych i zaraz do nich pośpieszył.
W kilka chwil później ukazał się sam Roland. Powitawszy już wcześniej większą część swych gości, wymknął się był do swego pokoju, gdzie miał błyskawicznie krótką naradę z Rinaldem.
— Wszystko gotowe-oświadczył mu ten ostatni. Hrabia, zjawiwszy się zpowrotem w salonie, pośpieszył przedewszystkiem do Sawinjnsza.
— A! nareszcie! — rzekł, witając poetę. — Spóźniasz się, mój drogi. A właśnie czekamy na ciebie z przedstawieniem.