Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/119

Ta strona została przepisana.

— Żegnam panią — wyjąkał głosem złamanym.
— Zapomnij o mnie. Życie moje zamknięte.
Kurcz ścisnął mu gardło.. Obawiając się wybuchnąć płaczem, okazać słabym i małodusznym, wybiegł z salonu szybkim krokiem, nie patrząc na nikogo. Straż starościńska pośpieszyła za nim.
— Ach, ojcze! — wykrzyknęła z boleścią Gilberta, posuwając się w ramiona margrabiego de Faventines — ja kocham go! kocham!
— Milcz, nieszczęśliwa! — zgromił ją starzec, — Twoje łzy są zniewagą dla hrabiego.
Dziewczyna wyprostowała się, dumna, zacięta, nieubłagana.
— Dla hrabiego? I cóż mnie hrabia obchodzi! Nie poślubię go!
Na margrabiego przyszła teraz kolej przybrania postawy niezłomnej.
— Poślubisz — rzekł z mocą. — Przyrzekłem i wymagam tego.
W chwili, gdy wynoszono mdlejącą Gilbertę i gdy Ben Joel wymykał się ostrożnie z Zillą, pod opieką Rolanda, ten, którego nazywano Kapitanem Czartem i który podczas tej całej sceny zdawał się nie usprawiedliwiać niczem swego przezwiska, zachowując się prawie zupełnie biernie, Cyrano jednem słowem, pochylił się do Rolanda de Lembrat i rzekł z uśmiechem:
— To był wspaniały sztych, przyjacielu Rolandzie, Ale teraz zobaczysz odparowanie.


XIV

Hrabia de Lembrat wstał.
— Kochany Cyrano — wyrzekł — rozumiem twą urazę, ale, doprawdy, nic na to nie umiem poradzić.Zwolnij mnie łaskawie od tłumaczenia się,