rodzinnego. Hrabia de Lembrat był człowiekiem sprawiedliwym; nie chciał on uczynić cię niewinną ofiarą podejścia, do którego wmieszany zostałeś nieświadomie.
— Och! szatanie! — wykrzyknął Roland — czynisz sobie igraszkę z najtkliwszych moich uczuć, i usiłujesz wyzyskać moją dobrą wiarę. Nie uda ci się to jednak. Czyż możesz przypuszczać, aby mój ojciec postępował, jak twierdzisz? gdyby zaś tak było, to czyż możliwe jest, aby pozostawił piśmienny dowód swego oszukaństwa?
— Ten dowód istnieje; zapewniam cię słowem honoru.
— Pokaż go!
— Na nieszczęście, nie posiadam go u siebie.
Obawiając się jakiej złej przygody, powierzyłem go w ręce przyjaciela. Gdybym umarł, te ręce potrafią zrobić użytek ze skarbu, który im oddano do przechowania.
Ostatnie słowa, oddalające groźbę natychmiastowego niebezpieczeństwa i pozostawiające trochę miejsca na wątpliwości, przywróciły Rolandowi poprzednią pewność siebie.
— A zatem — przemówił — cóż zamierzasz uczynić?
— Nic, jeśli zgodzisz się na uznanie praw Ludwika. W razie przeciwnym, zamierzam udać się po testament hrabiego de Lembrat i dać mu rozgłos potrzebny.
— Wyznaj, Cyrano, żeś liczył na swój dowcip autorski, który, trzeba stwierdzić, stoi na wysokości twej odwagi, aby mnie odwieść od tego, co nazywasz niesłusznie zdradą. Jestem gotów za śmiałość swą dać ci zadoćuczynienie ze szpadą w ręku, nie waham się jednak oświadczyć ci, że nie wierzę w owo rzekom wyznanie mego ojca.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/126
Ta strona została przepisana.