Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/127

Ta strona została przepisana.

— Nie wierzysz w nie?
— Nie, bo gdyby to było prawdą, nie zaś powiastką, wylęgłą w twojej poetyckiej wyobraźni, nie oszczędzałbyś mnie tam, w salonie, i ujawniłbyś przy wszystkich moją hańbę, aby nie dopuścić do uwięzienia Manuela.
— Jeśli pozwoliłem, aby uwięziono Ludwika, wiedziałem, co czynię. Było to niezbędne.
— Niezbędne? — powtórzył hrabia zaciekawiony.
— Niezbędne dla jego bezpieczeństwa.
— Nie rozumiem cię.
— Ale ja rozumiem siebie i to mi wystarcza. O! poznałem ja cię teraz do gruntu, hrabio Rolandzie! Pozostawić Manuela na wolności, wówczas gdybym ja wyruszył po testament, znaczyłoby to: odsłaniać jego piersi na wszystkie pociski losu. Pchnięcie sztyletu dużo czasu nie zabiera. Lepiej i bezpieczniej Manuelowi w więzieniu. Uwięzienie brata chroni cię od pokusy, a być może, iż oszczędza ci wyrzutów spełnionej zbrodni.
— Uważasz mnie za zdolnego do morderstwa?
— Po tem, com widział-oświadczył Cyrano bez ogródek-uważam cię za zdolnego do wszystkiego.
— O! tym razem — ryknął hrabia — żądam zadośćuczynienia za obelgę.
— Bić się z tobą nie będę, Mam ważniejsze cele przed sobą. Nie potrzebuję wstydzić się, ani żałować tego, com powiedział. Oparłem słowa swe na dowodach. Nareszcie, gdybyśmy bili się z sobą, zabiłbym cię — a to byłaby dla ciebie wygrana!
Zaciśnięta pięść Rolanda uderzyła z wściekłością o stojący przy nim stolik, Czuł się miażdżonym przez zimną krew przeciwnika.
— Niech i tak będzie — syknął przez zaciśnięte zęby, — Idź, dokąd chcesz; czyń, co ci się podoba.Potrafię unicestwić wszystkie twe natarcia.