Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/132

Ta strona została przepisana.

w pewnej małej wyprawie, ponieważ zaś umiesz wypisywać równie zręczne zygzaki szpadą,jak piórem, więc nie zawadzi, abyś poparł mnie kilkoma młyńcami, gdy się znajdzie do tego okazja.
Oczy Sulpicjusza Castillana zabłysnęły. Pisarek ten miał duszę rycerską i lubił namiętnie wszelkie wyprawy, połączone z niebezpieczeństwem. To też przybrał natychmiast minę zafrasowaną: zły humor jego ustąpił w jednej chwili jak na skinienie czarnoksięskiej laski.
Z rozwieszonego na ścianie arsenału poety wybrał doskonały oręż, o delikatnem ostrzu, a szerokiej gardzie i, zgiąwszy go kilkakrotnie na posadzce dla wypróbowania hartu i giętkości, wsunął do pochwy przy swym pasie z bawolej skóry.
— Na Herkulesa! — zawołał Cyrano — dzielnie wyglądasz w tem przystroeniu, mości Castillanie, a dobra mina bardzo przydać ci się może, gdyż idziemy brać szturmem ładną dziewczynę, a przynajmniej jej mieszkanie.
— Nacóż w takim razie wojenny rynsztunek?
— Przy ładnej dziewczynie może łatwo znaleźć się kilku zawalidrogów z giętkiem żelazem w silnej łapie.
— Rozumiem. Czy zaraz wyruszamy, mistrzu?
—Wyruszamy, dziś wieczorem. Ciemność, mój synku jest pewniejszą od dnia powiernicą tajemnic. Jeżeli zajdzie potrzeba wymienienia kilku szturchańców, lepiej, że się to odbędzie pociemku, bez niepotrzebnego kłopotania pachołków miejskich i gorszenia statecznych mieszczan. Idź pogapić się trochę w stronę Nowego Mostu; ja tymczasem pójdę powiedzieć dzień dobry jegomości panu Janowi de Lamothe, naszemu drogiemu kochanemu, czcigodnemu staroście, którego niech dziś jeszcz wszyscy diabli porwą!