brat twój oddał sumienie na usługi cudzych interesów i że poświęca Manuela dla jakichś zysków nieczystych.
— Nie do mnie, panie, odnoszą się te zarzuty, lecz do mego brata.
— Twój brat jest nicponiem, z którym nie chcę wcale wdawać się w rozmowę. Znam zresztą rzecz, która potrafi być wymowniejszą od Ben Joela.
— Cóż to za rzecz?
— Księga starego Joela, twego ojca. Ta księga istnieje; ta księga znajduje się tu, w tem mieszkaniu, i tę księgę ja chcę kupić od ciebie, Zillo.
Cyganka uśmiechnęła się wzgardliwie.
— Targ?-zapytała.-Ze strony Kapitana Czarta, Cyrana Nieustraszonego, groźba wydałaby mi się rzeczą właściwszą i szlachetniejszą.
— Nie walczmy na słowa, moja piękna. Przyznajesz, że ta księga jest w twojem posiadaniu?
—Nic nie przyznaję.
—W takim razie pozwolisz, że jej poszukamy.
— W moiem mieszkaniu? — Tak.
— Otóż to postępowanie szlachetne i w sam raz odpowiednie dla szlachcica.
— Niezawsze można być szlachetnym, moja miła. Kiedy przez ohydne kłamstwo gubiłaś Manuela, gdzie była wówczas twoja delikatność?
— Wyjdź pan! — krzyknęła Zilla, z piersią dyszącą od gniewu-wyjdź pan, bo za nic nie ręczę!
Przy tych słowach pochwyciła sztylet o krótkiem i szerokiem ostrzu i błysnęła nim przed oczyma poety.
— Jedno draśnięcie tego ostrza-rzekła-sprowadza śmierć natychmiastową, gdyż broń ta jest natarta gwałtowną i zabijającą, jak piorun, trucizną. Z tym sztyletem w ręce nie obawiam się
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/139
Ta strona została przepisana.