Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/151

Ta strona została przepisana.

— Wiedziałem o tem, panie gospodarzu. I dlatego właśnie przełożyłem pański zajazd nad inne aby przebywać w sąsiedztwie swego mistrza w Apollu. Chcę też zapytać, czy będę mógł dostać pokój, dotykajcy bezpośrednio jego mieszkania? Ciągnie wszystkich do słońca! — dodał, uśmiechając się nieznacznie.
— Jeśli pan życzysz sobie tego — zauważył gospodarz — przedstawię go szanownemu panu de Cyrano. Pomimo wszystko, dobry to kompan — do wypitki i do wybitki.
— Broń Boże! — wymówił się gość z pośpiechem. — W tej chwili znajomość ta byłaby dla mnie uciążliwym kłopotem. Racz pan schować uprzejmość swą na później. Gdy już całkowicie dzieło swe wykończę, sam o to prosić będę.
— Jak się panu podoba. Co się tyczy mieszkania, nie będę mógł ofiarować panu nic lepszego nad mały, skromny pokoiczek, który jednak posiada główny warunek, wymagany przez pana, znajduje się bowiem tuż nad mieszkaniem pana de Bergerac.Będziesz pan mógł od siebie słyszeć go wygłaszającego swe wiersze, gdyż lubi to czynić, organ zaś głosu ma potężny. Czy się to panu podoba.
— Ależ naturalnie. Będzie to dla mnie uczta bogów!
— Więc proszę za mną.
Starzec wziął tłumoczek i, poprzedzany przez gospodarza, jął gramolić się, kaszląc okropnie, po schodach, wiodących na wyższe piętro. Gdy weszli na korytarz pierwszego piętra, gospodarz wskazał palcem jedne drzwi.
— To tu właśnie — rzekł z dumą — raczy przemieszkiwać szanowny pan de Cyrano.
Nieznajomy zatrzymał się i zaczął przyglądać się drzwiom z miną pełną szacunku i czułości.