Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/154

Ta strona została przepisana.

— Proszę mi wybaczyć; otrzymaliśmy taki rozkaz od starosty. W tych niespokojnych czasach chce on być powiadamiany o wszystkiem. Ale bądź pan spokojny, nikt nie będzie pana niepokoił. Niech mnie diabli porwą, jeśli pan masz minę spiskowca!
I gospodarz wycofał się z izdebki.
— Niech go choroba ciśnie — zaklął głucho ten,który nazywać się kazał Matusem Lescot, — Oby tylko licho nie wniosło go tu, gdy już zabiorę się do roboty...
W tej chwili silny, wesoły głos, śpiewający piosenkę bachiczną, dobiegł do uszu zagadkowego starca, Głos ten przybywał z niższego piętra, to znaczy z mieszkania Cyrana, należał zaś do Sulpicjusza, który musiał być w diablo złym humorze,gdyż wyśpiewywał na całe gardło, wbrew zaleceniom, jakie otrzymali od niego inni mieszkańcy zajazdu.
Castillan rzeczywiście był wściekły. Lekarz oświadczył mu, że rana, którą otrzymał Cyrano, jest cięższa, niż mu się to w pierwszej chwili zdawało, i że wymagać będzie tygodnia, a może nawet dwóch tygodni starannej kuracji. Rozpacz przeto ogarniała młodzieńca na myśl, że jego mistrz nie będzie mógł ruszyć się z miejsca w chwili tak ważnej, która wymagałaby całej jego uwagi i dzielności.
Cyrano, pomimo wyraźnego rozkazu lekarza, nie chciał położyć się do łóżka. Siedział w wielkim fotelu, trzymając ranioną nogę na stołku, gdzie troskliwa ręka Zuzanny umieściła miękką poduszkę.
Pod ręką poety znajdował się czysty arkusz papieru, na który Cyrano co chwila spozierał, gryząc chorągiewkę pióra, zwyczajem poetów, czekających na natchnienie.
Nagle cisnął pióro i zażądał, aby Zuzanna z szu-