Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/166

Ta strona została przepisana.

— Kiedyż wyrusza w drogę?
— Jutro o świcie.
— A ty?
— Podążę wślad za nim, albo też komu innemu śledzić go każę. Pan hrabia raczył obdarzyć mnie zupełnem w sprawie tej zaufaniem,nieprawda?
— Tak jest; najzupełniejszem.
— Mam zaszczyt przeto upraszać pana hrabiego o pozostawienie mi całkowitej swobody działania. Posiądę list Castillana i pismo hrabiego de Lembrat, choćby mi przyszło całą bandę opryszków z Nowego Mostu wyprawić naprzeciw Kapitana Czarta i jego sprzymierzeńca. Tymczasem — dodał słodko — będę prosił o nowy zasiłek.
Roland wysunął szufladę pełną złota.
— Zaczerpnij, ile ci trzeba, Na pieniądzach zbywać ci nie będzie.
Sługus zanurzył obie ręce w złocie, które iskrzyło się przy blasku świec,i napełnił niem długą jedwabną sakiewkę.
— Za kilka dni — rzucił — może nawet już jutro, wstąpimy na drogę, wiodącą bezpośrednio do celu.Pan hrabia dostanie nakoniec do rąk ów dokument tak pożądany i uwolni się na zawsze od swego wroga.
— Zalecam przezorność. Niech ani jedna kropla krwi nie będzie przelana niezręcznie.
— Jaśnie pan może być spokojnym.Jeśli Bergerac zostanie zabity, nastąpi to wówczas dopiero, gdy już nic zeń wydobyć się nie da. Co się zaś tyczy Castillana...
— O! z tym możesz zrobić, co ci się podoba.
— To drobna zwierzyna, Zegnam jaśnie pana. Wkrótce mam nadzieję dać znać o sobie.
— Bądź zdrów, Rinaldo. Będę miał w pamięci