Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

mawiając modlitwy. U wezgłowia stał młodzieniec wyniosłej postawy, z miną również wyniosłą.
Młodzieniec był piękny, ale uroda jego miała w sobie coś brutalnego. Gdy wpatrywał się w twarz umierającego, oczy jego na chwilę nawet nie zwilgotniały; gdy zwracał się do służby, zapełniającej na klęczkach komnatę, spojrzenie jego było zimne i przenikliwe, jak stal. Silnie zarysowane kąciki ust, oraz brwi niezmiernie ruchliwe i nieustannie ściągane, kazały domyślać się w nim samowładnego i nieubłaganego pana. Żaden z przebłysków dobroci, które błyszczały w twarzy starca, przez nadchodzącą śmierć niezgaszone, nie opromieniał rysów młodzieńca. Był to syn hrabiego, dziedzic obszernych posiadłości Gardannes, Fougerolles iLembrat.
Na widok wchodzącego Sawinjusza, młodzieniec odszedł od łoża i postąpił kilka kroków ku drzwiom.
— Ojciec — rzekł głosem zniżonym — kilkakrotnie przyzywał cię, kochany Sawinjuszu.
— Zmuszony byłem opuścić Fougerolles na kilka godzin -odpowiedział tymże głosem. — Czy hrabia jest jeszcze w stanie słyszeć mnie?
— Spodziewam się, że tak — jakkolwiek choroba, od chwili twego wyjazdu, znaczne zrobiła postępy.
— Zbliż się do łoża, Rolandzie, i oznajmij ojcu moje przybycie.
Roland de Lembrat pochylił się nad ojcem i wymówił imię Sawinjusza. Oczy starca rozwarły się szeroko, trwożnem spojrzeniem poszukał przybyłego, a dostrzegłszy, dał mu znak, aby przystąpił do łoża.
Sawinjusz posłuchał wezwania. Hrabia ujął jego rękę i widoczne było, że wytęża siły, aby doń