Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/174

Ta strona została przepisana.

— Czy to przytyk? — zapytał Prowansalczyk straszliwie marszcząc czoło.
— Nie gniewaj się —pośpiszył uspokoić go Rinaldo,-Będziesz pan mógł najeść się, napić i zabić swego człowieka jak najwygodniej. Ale cóż to? gdzież on się podział?-przerwał nagle sługus, wspinając się na strzemionach.
W istocie Castillan popędził konia i trójka straciła go z oczu.
Dano ostrogi koniom, które ruszyły galopem. Młodzieniec ukazał się znów oczom ścigających.
Reszta drogi odbyła się bez żadnych ważniejszych zdarzeń.
Przewidywania Rinalda ziściły się: pierwszy popas odbył Castillan w Estampes.
Było samo południe, gdy młodzieniec zatrzymał się przed bramą zajazdu pod „Uwieńczonym Pawiem“ i rzucił cugle stajennemu, który doń podbiegł.
Zamierzał on posilić się tu i ruszyć w dalszą drogę dopiero za nadejściem nocy, ażeby dotrzeć do Orleanu o godzinie pierwszej dnia następnego.Podróż nocą nie przestraszała go, obliczał zaś, że w ten sposób zrobi dwa popasy, co dwanaście lieux, pierwszego dnia, to znaczy, odbędzie około ćwierci drogi do Saint-Sernin.
Świetny w normalnych warunkach apetyt Sulpicjusza wzmocnił się jeszcze dzięki jeździe wierzchowej i świeżemu powietrzu, to też młodzieniec, głosem instynktu kierowany, zwrócił się odrazu w stronę kuchni.
Godzina była jak najlepiej wybrana dla łaknących żołądków. Zegar kościelny wydzwonił właśnie dwunastą i ostatniemu uderzeniu zegara odpowiedział zgrzyt obracających się rożnów, nadzianych ptactwem, oraz różnemi pieczeniami, które żar o niska wspaniale jut przyrumienił.