—Przybywasz w samą porę, mój młody panie! — powitał Castillana oberżysta. —Jeszcze jeden obrót rożna, a pieczyste przypaliłoby się z pewnością. Czem mogę panu służyć?
— Daj mi pan co chcesz, byle prędko.
Kucharz zdjął szybko rożen i zsunął zeń różne rodzaje pieczystego do olbrzymiej brytwanny, pełnej masła roztopionego i soku z mięsa. Następnie jednym zamachem ręki nakrył stół, na półmisku fajansowym w kwiaty położył dymiącą pulardę i, przysuwając Castillanowi stołek, rzekł zachęcająco:
— Racz pan zasiąść. Na pierwszy ząb i to wystarczy.
Castillan usiadł i przypuścił bohaterski atak do pulardy. Izba tymczasem napełniała się ludźmi.
W tłumie, który pod „Uwieńczonego Pawia“ sprowadzała godzina obiadowa, przeważał żywioł wojskowy. Oberża, w której zatrzymał się Castillan, zaliczała do swych stałych gości sporą liczbę oficerów i kadetów z pułku imcipana de Castelialoux, który kwaterował właśnie w Estampes i w którym sam Cyrano służył był niegdyś w stopniu kapitana.
Prawie wszystkie miejsca były już zajęte, gdy otwarły się z hałasem drzwi i wkroczył do izby Esteban de Poyastruc, wiodąc z sobą Ben Joela i Rinalda. Było umówione, że w krwawej komedii, jaka się tu odegra, pierwsza rola przypadnie zbirowi, on też wysunął się odrazu na plac pierwszy.
— Hej! oberżysto! — krzyknął na gospodarza — trzeba mi tu zaraz kilku miejsc przy stole. Jednego miejsca dla mnie, a dwóch dla tych panów, których miałem honor spotkać w drodze i którzy,
jak ufam, zaszczycą mnie i przy obiedzie swem towarzystwem.
Dwaj zbóje skłonili się na znak zgody.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/175
Ta strona została przepisana.