mego początku uprzejmość Estebana wydała mu się podejrzaną.
Zrobił ruch, jakby zamierzał wstać i opuścić izbę. Prowansalczyk zatrzymał go, mówiąc:
— Spodziewam się, że nie porzucisz nas pan w ten sposób?
— Przepraszam — odrzekł młodzieniec — ale godziny moje są policzone.
— Ba! jakkolwiek miałoby to popsuć panu rachunek, musisz poświęcić nam jedną z tych godzin. Zanim się rozstaniemy, wypada uczcić znajomość naszą wypiciem butelki wina Kanaryjskiego.
— Zgoda!-rzekł Castillan, siadając napowrót.
Kiedy wino Kanaryjskie, rozlane w kieliszki, wzmocniło jeszcze zażyłość pomiędzy czterema biesiadnikami, Esteban wystąpił z nowym projektem.
— Ech! — wyrzekł — takie picie nic nie warte! Przy kieliszku trzeba czemś się zająć. Kubek i kości bardzoby się nam tu przydały. Co pan myślisz o tem?
— Myślę-oświadczył wyraźnie Castillan, zniecierpliwiony natręctwem, z jakiem Esteban narzucał mu swe towarzystwo — że już wielki czas myśleć o podróży. Zresztą, nie lubię żadnych gier i wskutek tego wcale grać nie umiem.
Prowansalczyk przygryzł wąsa i rzekł, marszcząc się:
— Czy to ma znaczyć, mój panie, że propozycję moją uważasz za niewłaściwą?
— Bynajmniej. Żałuję jedynie, że upodobania nasze różnią się. Oto wszystko.
— To znaczy jak najwyraźniej, że moje upodobania są, według pana, złe, i że jestem, — powiedziawszy wyraźnie — oszustem. To tak, mój panie? to ośmielasz się znieważać mnie? — zagrzmiał Este-
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/178
Ta strona została skorygowana.