przemówić, W tejże chwili oczy jego spotkały utkwione weń spojrzenie Rolanda,
— Oddal się. Roladzie — rzekł głosem lodowatvm. — I ciebie, ojcze wielebny, proszę, abyś pozostawił nas samych.
Słowo ostatnie zwrócone było do kapelana.
Roland przygryzł usta z widocznym gniewem, a czoło jego pokryło się czerwonością. Odszedł jednak razem z kapłanem w głębię obszernej komnaty, dokąd nie mogła już dojść przyciszona rozmowa Sawinjusza z umierającym hrabią.
— Słuchaj uważnie, co ci powiem — wyrzekł szeptem Rajmund de Lembrat.
Sawinjusz pochylił się tak nisko, że ucho jego dotykało prawie ust umierającego.
Jakie było to ostatnie zwierzenie, które wyszeptały stygnące wargi starca — nikt tego nie mógł odgadnąć, Kiedy jednak Sawinjusz wyprostował się, wszyscy mogli byli dostrzec, że oczy hrabiego napełnione są łzami. Długo, z wytężoną uwagą, wpatrywał się on w swego syna, poczem z ust jego wybiegły dla Sawinjusza tylko dosłyszane słowa:
— I to on ma być spadkobiercą Lembratów? Silniejsze ściśnięcie ręki dało poznać Sawinjuszowi, że jego stary przyjaciel ma coś więcej jeszcze do powiedzenia, Hrabia próbował unieść cokolwiek ciężką, jak z kamienia, głowę i, wskazując Rolanda ruchem, niedostrzegalnym dla tamtych, szepnął w samo ucho Sawinjusza:
— Nie spuszczaj z uwagi tego, lecz — przedewszystkiem — pamiętaj o tamtym!
Szerokie wyłomy, których dokonywa Paryż współczesny wśród swych starych dzielnic, wydo-