Castillan podniósł lewe ramię i ją machać rozwiniętą do połowy opończą, niby skrzydłem olbrzymiego nocnego ptaka.
Płomień latarni zachwiał się kilkakrotnie i zbir zląkł się nie żartem, że może zagasnąć.
Trzeba było kończyć.
Podniósł szpadę i pchnął silnie, jakby chciał przebić młodzieńca z góry na dół.
Castillan skorzystał z tej chwili.
Silnym ruchem opończy zgasił latarnię, która wypadła z ręki Estebana, jednocześnie zaś wbił mu ostrze szpady w gardło.
— A!... — zacharkotał zbir, padając ciężko na ziemię.
A gdy Rinaldo pochylił się nad nim, wybełkotał jeszcze:
— Mówiłem... mó... wiłem... że to nie... pisklę... lecz... kogut!
To było wszystko. Po chwili wielmożny Esteban de Poyastruc był już trupem.
Castillan zwrócił się do jednego ze swych sekundantów.
— Może mi pan teraz list mój zwrócić! Już niepotrzebny.
Sulpiciusz wybrnął z wielkiego niebezpieczeństwa; sądzonem mu jednak było wpaść natychmiast w drugie.
Zaledwie oddalił się z dwoma towarzyszącymi mu oficerami, Ben Joel i Rinaldo złożyli radę i nowy plan wylągł się w ich żywej wyobraźni.
Powróciwszy do oberży, zastali Castillana, wieczerzającego ze swymi sekundantami.
— Panie! — rzekł uprzedzająco do młodzieńca