były niedawno na jaśnię pewien odwieczny budynek, uważany przez wielu za rzecz oddawna już nieistniejącą, a bardzo głośny i oblegany przez tłumy w epoce, gdy Corneille i cała plejada pomniejszych, dziś zapomnianych poetów, uważali za największy zaszczyt widzieć dzieła swe w nim wystawione. Budynek ten, to stary pałac Burgundzki,w którym aktorowie królewscy dawali przedstawienia, ściągając na nie, wszystkich smakoszów artystycznych z orszaku panującej wówczas Anny Austriaczki.
W tym zbornym punkcie dworskich wykwintnisiów przedstawi no owego wieczora „Agrypinę”, tragedię, budzącą wiele hałasu wśród ówczesnych krytyków, którzy dopatrywali się w niej groźnych napaści na religię i rząd.
Widownia pałacu Burgundzkiego była szczelnie zapełniona; tchnienie wojownicze przebiegało tłum świetny i gwarny. W jednym z zakątków parteru dwóch ludzi zdawało się przyjmować udział wyjątkowo żywy w tym ważnym wypadku literackim. Jeden z tych ludzi wygwizdywał ze szczególną zaciętością wszystkie miejsca tragedii, które mu nie trafiały do przekonania. Drugi poprzestawał na podkreślaniu uśmiechem miejsc dobrych, wzruszał zaś ramionami na każde gwizdnięcie towarzysza.
Przy końcu trzeciego aktu pierwszy nie mógł wytrzymać, aby nie podzielić się z kimś dławiącem go oburzeniem.
— Nieprawda, panie — rzekł, zwracając się do milczącego widza-że to budzi śmiech i litość?
— Śmiech i litość? — powtórzył tamten zimno.— I dlaczegóż to, jeśli łaska?
— Dlatego, że podług mnie, niepodobna w nędzniejszych rymach wyrazić myśli bardziej przewrotnych.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/19
Ta strona została skorygowana.