Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/212

Ta strona została przepisana.

— Za późno?
— Tak, gdyż tę samą myśl powzięłam już przed chwilą, i kieliszek, który ci podaję, jest właśnie moim kieliszkiem.
O! Maroto! jeśli nie przestaniesz osypywać mnie łaskami, wybuchnę jak zapalona mina!
Nie wybuchaj i pij!
Masz słuszność. Za naszą miłość!
— Za naszą miłość!
Castillan wychylił kieliszek jednym łykiem. Po chwili brzękowi trącanego szkła odpowiedział odgłos pocałunku.
Biedny Sulpiciusz znajdował się już całkowicie w pętach czarodziejki.
Marota pochwyciła tamburyno.
— Teraz, władco mój — rzekła wesoło-siądź i patrz.
Pod palcami tancerki zadrżał i zahuczał pergamin na bębenku, ona zaś sama jęła śpiewać jakąś przeciągłą, monotonną melodię, próbując jednocześnie ruchów tancerskich, a raczej wykonywając coś nakształt uroczystego marsza, przeplatanego pełnemi wdzięku i dostojności pozami.
Sulpicjusz z rozszerzonemi oczyma, z ustami półotwartemi, wpatrywał się w cygankę z takim zachwytem, jakby miał przed sobą jakieś nadprzyrodzone zjawisko.
Niebawem głos tancerki ożywił się.
Poważna i powolna miara pieśni ustąpiła miejsca lekkiemu i wesołemu rytmowi; dzwonki tamburyna żywiej zadźwięczały.
Nagle,cyganka stanęła w miejscu i za jednem poruszeniem zrzuciła z siebie powłóczystą szatę, która do stóp jej spadła.
Sulpicjusz doznał jakby olśnienia.
Zniknęła gdzieś Marota; przed sobą miał jakąś