rosty, Jana de Lamothe, który z właściwą sobie zaciekłością prowadził sprawę Ludwika.
Ten ostatni, w oczekiwaniu ostatecznych wyników procesu, liczył długie i bolesne godziny samotności w jednej z najmroczniejszych celek więzienia Chatelet.
— I cóż tam, kochany starosto? — zapytał hrabia. — Daleko już posunęliśmy się ze sprawą?
— Posuwamy się zwolna, lecz sprawiedliwość im powolniejsza tem pewniejsza, Co porabia Cyrano.
— Nie wiem — odparł Roland z udaną obojętnością. — Jesteśmy trochę na bakier od czasu, gdy wyszło na jaw oszustwo jego protegowanego.
— Rozumiem to dobrze. Bergerac poczytuje się za nieomylnego i rzuca się wściekle na wszystkich, co próbują wyleczyć go z zarozumialstwa!
— Osądziłeś go, starosto, nadzwyczaj trafnie, Ale zapomniałem, że mam do pana małą prośbę.
— Jaką?
— Chciałbym zobaczyć tego Manuela.
— Osobliwa fantazja!
— Nie; upewniam pana, że to nie fantazja, Czy trwa on dalej w swym uporze i pretensyj swych nie chce się wyrzec?
— Bardziej, niż kiedykolwiek.
— Otóż pochlebiam sobie, że potrafię uczynić go skromniejszym, Czy możesz mi, panie starosto, udzielić upoważnienie, o które proszę? I czy zezwolisz łaskawie, aby to upoważnienie mogło być w potrzebie przekazane innej osobie?
Starosta nakreślił kilka słów na karcie i podając ją Rolandowi, dodał:
— Z tą kartą w ręce dostaniesz się pan bez trudności do celi Manuela. Zapewni też ona wolny
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/224
Ta strona została skorygowana.