Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/247

Ta strona została przepisana.

Od dnia poprzedniego Sawinjusz, zwykle skromny i wstrzemięźliwy. jak anachoreta, nie opuszczał swego miejsca przy stole. Hrabia, oraz jego sąsiad, margrabia de Cassan, wielcy myśliwi, a więksi jeszcze suszykufle, zmuszali go, aby im dotrzymywał towarzystwa.
Podczas gdy trzej przyjaciele pozdrawiali świtający ranek wesołemi toastami, człowiek jakiś przybył do Colignac i zatrzymał się w najlepszej oberży, jaka tam istniała.
Człowiekiem tym był Rinaldo.
Łotr, jak widzimy, nie tracił czasu. Od samego Paryża tropił Cyrana i starał się wyrównać przewagę czasu, jaką miał nad nim poeta.
Przybrał on teraz nową zupełnie postać. Zjawił się w oberży odziany od stóp do głów czarno, a mina jego, poważna i tajemnicza, dała wiele do myślenia oberżyście, przywykłemu do jowjalnych twarzy i swobodnego obejścia się okolicznych wieśniaków.
Rinaldo wziął go na stronę i szepnął mu kilka słów do ucha.
Oberżysta otworzył szeroko oczy, usłyszawszy to zwierzenie, a oznaki uszanowania, których nie szczędził przybyszowi, pouczyły gości, pijących przy wspólnym stole, że mają przed sobą wielce szanowną osobistość.
Niedługo potem Rinaldo kazał przygotować dla siebie oddzielny pokój, do którego zaprowadził go oberżysta.
Dopiero po upływie godziny ujrzano ich obu wychodzących stamtąd. Gospodarz powrócił do swych zajęć; podróżny wyszedł z oberży i udał się do domu wójta, urzędowego przedstawiciela sprawiedliwości.
Ciekawość pijących była silnie podniecona.