— Ofiarowywać codziennie bukiet, nic to trudnego — ale wiersze! Albo nieznajomy wielbiciel posiada talent większy, niż nasi modni poeci, albo też... zaopatrzył się zawczasu w zapas wierszy miłosnych, zastosowanych do każdej okoliczności.
— Jesteś złośliwa, Paketo,
— Czy pozwoli mi panienka być także — ciekawą?
— W jakim celu?
— Chciałabym zadać panience jedno pytanie.
— Mów.
— A więc — z ręką na sumieniu — z jakiem uczuciem przyjęła panienka te bukiety i te wiersze?
— Być może, Paketo, że jestem nieco płocha.
— To nie odpowiedź.
— Nech i tak będzie. Dowiedz się zatem, że śmiałość nieznajomego mocno mnie rozgniewała.
— To natnralne. Ale... potem?
— Potem przywykłam do niej.
— Tak dalece, że dziś?...
— Dziś, jak sądzę, nie mogłabym już gniewać się nań za rzecz, którą przyjmowałam z pobłażaniem.
— I naprawdę panienka go nie zna?
— Przysięgam ci, że naprawdę.
— Nie podejrzewa panienka nikogo?
— Nikogo.
— Nawet hrabiego de Lembrat, swego narzeczone?
— Jego! Skąd ci to mogło przyjść do głowy! Wszakże widuje mnie codziennie i każdej chwili może dowoli ze mną rozmawiać. W jakimże celu miałby ofiarowywać mi w tajemnicy wiersze i kwiaty?
— Może to delikatna forma pamięci i hołdu?
— Nie.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/27
Ta strona została skorygowana.