Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/270

Ta strona została przepisana.

domić nas o tem. Będziemy czekali na prawo od figury.
— Zgoda, panie wójcie! — przytwierdzili trzej wymienieni wieśniacy.
— A teraz rozejdźmy się, aby się przygotować; za godzinę zaś przy figurze! Ja idę przekonać się, czy komórka przy mojej kancelarii jest dostatecznie opatrzona, aby można było zamknąć w niej więźnia.Na wszelki wypadek dodam dwie nowe zasuwy.
Była godzina piąta, gdy Cyrano opuścił, zamek.
Hrabia pospołu z margrabią odprowadzili go aż do głównego placu osady, gdzie na wyraźne żądanie poety pożegnali go, upewniwszy się jednak przedtem, że nigdzie wpobliżu nie widać niepokojącego zbiegowiska.
Sawinjusz z podniesioną wysoko głową i z piersią wystawioną naprzód przejechał zwolna przez osadę. Orli jego nos i oczy, ciskające błyskawice, napełniały niewymownym strachem wszystkie kumoszki, uprzedzone przez mężów o przygotowanej zasadzce i wystające przed domami umyślnie w tym celu, aby zobaczyć czarownika.
On tymczasem uśmiechał się w sposób iście szatański, jakby czynił sobie igraszkę z pomieszania łatwowiernych kobiecin.
Na drodze, którą przejeżdżał, nikt nie odważył się przemówić słowa.
Wreszcie dał koniowi ostrogę i szybciej pocwałował, aby wynagrodzić czas stracony na tej bohaterskiej paradzie.
Tymczasem przy figurze Cadignan z gromadą wieśniaków, około dwudziestu ludzi liczącą, wyczekiwał cierpliwie na swą ofiarę.
Oberżysta pełnił obowiązki adiutanta przy grubym wójcie, który nadto miał przy boku swego pisarza, gotowego do skreślenia w potrzebie urzę-