Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/273

Ta strona została przepisana.

nemi na niezliczone węzły, i w tej chwili uczuł,że mu spada na twarz deszcz kroplisty.
To występowało do dzieła wszechmożne kropidło zakrystiana.
Satanus Diabolas! — wołał sługa kościelny, kalecząc swą łacinę — zaklinam cię w imię Boga żyjącego...
— Łotry! łajdaki! plugawe robactwo! motłochu nikczemny! — krzyczał Cyrano — zapłacicie drogo za zniewagę, wyrządzoną człowiekowi mego stanu! Ja was wszystkich...
Satanus Diabolas! — przerwał mu zachrypły głos oberżysty, ciągnącego dalej egzorcyzm zakrystiana — zaklinam cię w imię Boga i świętego Jana, uspokój się i nie przeszkadzaj, bo jeśli ręką albo nogą poruszysz, niech mnie diabli porwą, jeśli ci tym nożem nie rozpruję wnętrzności!
I potrząsnął groźnie swem kuchennem żelazem.
Podczas tej rozprawy pisarz wójta przeglądał podróżne manatki poety, zawarte w małym, przytroczonym do siodła tłumoczku.
Znalazłszy w tłumoczku tom Dekarta, naślinił palec i jął przewracać kartki, a natrafiwszy na tablicę, gdzie filozof nakreślił koła, ruch planet przedstawiające, wykrzyknął triumiująco:br /> —Patrzcie-no, panie wójcie! oto figury magiczne, zapomocą których czarownik rzuca na ludzi zaklęcia!
Gdyby nie pożałowania godny stan, w jakim znajdował się poeta; jakże serdecznie uśmiałby się z tego.
Ale sławetny Cadignan, przykładający sobie wodę święconą do pokiereszowanego w tak szlachetnej okazji oblicza, wziął książkę z nadzwyczajną powagą, przyjrzał się figurom astronomicznym z miną wyrażającą wielką mądrość i znacząco potrząsnął głową.