Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/277

Ta strona została przepisana.

— Zrobi się wszystko, czego będzie sobie wielmożny pan życzył.
— Zrób, przyjacielu, więcej jeszcze — i trze pistol błysnął pomiędzy palcami Cyrana — przyślij mi do towarzystwa swego pomocnika, gdyż nie lubię samotności.
Ręka dozorcy wysunęła się z większą jeszcze skwapliwością.
— Wielmożny pan znalazł się tu niezawodnie wskutek pomyłki — rzekł głosem rezolutnym. — Czyżby człowiek tak spokojny, tak szlachetny mógł być zdolnym do...Nie! nie mogę dokończyć. Wielmożny pan nie potrzebuje lękać się. W ciągu trzech dni podejmuję się zrobić go bielszym od śniegu.
Te zapewnienia nie przeszkodziły jednak Cabirolowi mocno zaryglować drzwi po wyjściu.
— Poznałem już czułą stronę poczciwca — rzekł sam do siebie Cyrano. — A ponieważ zwykle jaki pan, taki sługa, więc prawdopodobnie szczurza kompanja, która w tych murach przemieszkuje, nie będzie cieszyła się długo mojem towarzystwem.


V

Sawinjusz przepędził w swej celi nader nieprzyjemną godzinę.
Zaczynał już niecierpliwić się i powątpiewać o swej dobrej gwieździe, gdy brzęk kluczy, połączony ze zgrzytem odsuwanych zasuw wyprowadziły go z posępnej zadumy.
Światło, lampy przeniknęło do ciemnicy i zjawił się ten, którego nazywano Pietrkiem, niosąc dymiący garnuszek, który postawił tuż przy więźniu.
— Chwał Bogu! — rzekł do siebie poeta — nie okradają mnie tu zanadto.
— He, he! — odezwał się przybyły, którego