twarz naiwną i bynajmniej nie okazującą pewności siebie rozszerzał uśmiech głupowaty — masz pan rację, że się nie frasujesz, Przyniosłem śliczności kapuśniaczek. Palce lizać, jak pana szanuję. Gospodyni sama gotowała go — na prawdziwem sadle, jak Bozię kocham.
Przy tych słowach zanurzył łyżkę, a z nią razem i palce w gorącej zupie, dając znak Cyranowi, aby poszedł za jego przykładem.
Szlachcicowi dokuczał głód szalony.
Zabrał się odważnie do tej grubej strawy, pochwycił łyżkę drewnianą, którą mu podsunął Pietrek, i zkolei zanurzył ją w garnku.
— Tak to lubię! — wykrzyknął stróż — dobry kum z waszeci! Niesprawiedliwie ogadują jegomościa, jakem Pietrek! Kpij pan zdrów z tych gadanin! No, dalej! zawijaj jegomość! wystarczy dla nas obu!
Cyrana pobudziła do śmiechu naiwność chłopca, i jął naprawdę współzawodniczyć z nim w opróżnianiu garnka, A nie było to zadanie łatwe, Pietrek bowiem, zanim zdążył jedną łyżkę przełknąć, już drugą niósł z pośpiechem do gęby.
Gdy już garnek został opróżniony, zabrano się do rozmowy.
Pietrek porozpinał bez ceremonii wszystkie guziki przy ubraniu, aby mu nic nie przeszkadzało w trawieniu.
Sawinjusz dostrzegł przy tej sposobności sznurek od szkaplerza, który Pietrek nosił na piersiach.
To odkrycie nasunęło mu pewną myśl, którą zaraz też wprowadził w wykonanie.
— Tyś biedny, kochanku, nieprawda? — odezwał się do Pietrka — i nie zarabiasz pewnie dużo przy tym areszcie?
—Ano, zgadłeś jegomość — odrzekł chłopak
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/278
Ta strona została przepisana.