drapiąc się w głowę. — Nie przelewa mi się tu wcale!
— Masz tu zatem pistola; przyda ci się.
Pietrek wyciągnął rękę, ale drżała mu tak silnie, że omal nie upuścił pieniądza.
Nie zdziwiło to drżenie wcale Cyrana. Jednak zapytał.
— Dlaczego drżysz, mój chłopcze?
— To z wielkiego szczęścia, mój jegomość! Jeszcze nigdy nie miałem tyle pieniędzy na własność.
— Jeśli tak, to mógłbym cię uczynić bardzo szczęśliwym.
— Ciekawym jak?
— Gdybyś spełnił to, czego od ciebie zażądam, dosłałbyś dwadzieścia takich samych pistolów, które byłyby twoją własnością, jak ten oto kapelusz, co go masz na głowie.
— Co też jegomość wygaduje! Dwadzieścia pistolów? Alboż ja mógłbym tyle schować przy sobie?
— Przekonasz się, gdy zrobisz,o co cię po proszę.
— To niechże już jegomość powie raz, o co chodzi?
Cyrano przybrał minę tajemniczą.
— Dowiedz się zatem, przyjacielu, że niema jeszcze półgodziny, jak objawił mi się tu: anioł i oznajmił, że sprawa moja przybierze obrót korzystny dla mnie, jeśli jutro rano wysłucham mszy świętej w kościele Marji Panny w Castan, przed wielkim ołtarzem. Oświadczyłem aniołowi, że uczynić tego nie mogę, gdyż jestem zamknięty i pilnie strzeżony, ale anioł odpowiedział, że przyjdzie do mnie człowiek, przysłany przez dozorcę dla towarzystwa i że temu człowiekowi wystarczy objawić
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/279
Ta strona została przepisana.