Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

— A może — próba?
— Hrabia nie ma potrzeby ani hołdować mi, ani mnie doświadczać. Pewny jest zarówno mojej prawości, jak słowa, danego mu przez ojca.
— W takim razie, wszystko to nie ma doprowadzić panienki do niczego.
— Dobrześ rzekła: do niczego. W ciągu miesiąca będę zamężną, Wspomnienie tej dziwnej przygody pozostawi tylko w mem sercu jedną jeszcze żałość...
— Jeszcze jedną żałość? A widzi panienka, że panienka pana de Lembrat nie kocha. Panienka go nie kocha, a jednak wychodzi za niego.
— Cóż chciałabyś, żebym uczyniła?
— Chciałabym — rzekła Pakeła, potrząsając rezolutnie kształtną główką — chciałabym, żeby panienka zbuntowała się i powiedziała: nie. Ja, na miejscu panienki, nie — namyślałabym się ani chwili!
— Ty, moja kochana, jesteś wolna. Na tobie — nie ciąży obowiązek oszczędzenia dumy rodowej ocalenia rodowego klejnotu,
— To prawda, Jednakże...
— Gdybym nawet powiedziała: nie — ciągnęła smętnie Gilberta — wola ojca przemogłaby moje postanowienie, Ach! tyś szczęśliwa, Paketo! Ty możesz kochać — mnie tego zabroniono!
W ogrodzie dały się słyszeć głosy. Gilbert podniosła się zmieszana. Prawie w tejże samej chwili zjawił się hrabia, na którego ramieniu wspierała się margrabina de Faventines. Na widok matki Gilberta nie mogła powstrzymać lekkiego okrzyku.
— Przestraszyłem panią? — zapytał Roland.
— Ech, nie! Wzruszyłeś mnie pan tylko swem niespodzianem zjawieniem się — odrzekła Gilberta,zmuszając się do uśmiechu.