Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/286

Ta strona została przepisana.
VI

Przestrzeń, dzieląca Cusson od Tuluzy, jest niewielka, i zbieg mógł był ją łatwo przebyć w ciągu dwóch godzin. Szczęśliwa okoliczność, która nastręczyła się niespodzianie, pozwoliła mu dokonać tego w czasie trzykrotnie jeszcze krótszym.
Biegnąc manowcami, dla zmylenia tropu. Cyrano dostrzegł na pastwisku konia, którego puszczono samopas, nie przewidując, aby do tego kąta zabłąkał się złodziej, lub też awanturnik, któremu zależało na jak najprędszem oddaleniu się od przedstawicieli i wykonawców sprawiedliwości.
Szlachcic chwycił bez namysłu podjezdka, skoczył mu na grzbiet, jakkolwiek nie było tam ani siodła ani strzemion i, trzymając się obiema rękami grzywy, puścił się galopem po drodze do Tuluzy, dokąd przybył około południa.
Pod samem miastem zsiadł z konia i z całej siły uderzył go po biodrze, co wystarczyło, aby rumak pogalopował zpowrotem w stronę Cusson. Sam zaś wszedł skromnie na przedmieście, zamierzając bez straty czasu udać się pocztą do Saint-Sernin.
Jak wiemy, odzież Cyrana wyglądała w tym dniu bardzo niepokaźnie.
Kaftan i spodnie, pożyczone uprzejmie przez strażnika więziennego, były w rzeczywistości łachmanami, pełnemi łat i dziur, i z których zwieszały się dokoła strzępy ohydne.
Co gorsza, poeta, nie przywykły do żebrackiej odzieży, umieścił ją na sobie w sposób tak dziwaczny, że przy swej minie wyniosłej i dumnych ruchach, podobniejszy był do przebranego awanturnika, niż do żebraka.
Zaczynano też przyglądać mu się wzrokiewm po-