żadnego wypadku. Nikt nie domyślał się, że wiozę list tak ważny, a wrogowie mego mistrza obdarzeni są widocznie złym węchem, bo żaden tropu mego nie zwęszył.
— Wiem, kochany Castillanie, żeś rozumny i ostrożny — rzekł proboszcz, stając się z każdą chwilą uprzejmiejszym.— Ale przepraszam, zapomniałem o wieczerzy dla ciebie.Musisz być niezawodnie głodny.Zasiądź-no bez ceremonii przy stole; a choć kuchnia moja skromna bardzo, gdy nikogo z gości nie oczekuję.Joanna dołoży starań, aby cię zadowolnić.
— O! nie jestem wcale wybredny w jedzeniu.
Wiadomo zresztą księdzu proboszczowi, że czasu mamy mało; aby więc go nie tracić, przy wieczerzy zaraz poproszę księdza dobrodzieja, aby przedstawił mi łaskawie,jakie powziął postanowienie.
— Postanowienie? Ależ wiadomo panu dobrze, co pisze Bergerac.
— Bezwątpienia. Mistrz mój żąda, aby ksiądz proboszcz udał się razem ze mną do Colignac, gdzie oczekiwać będzie, aby z rąk księdza otrzymać ów ważny depozyt. Chcę więc tylko zapytać, czy ksiądz dobrodziej gotów jest udać się ze mną w drogę jutro rano.
— Jutro? — zapytał zdziwiony Jakób — co też pan mówisz! Alboż ja mogę porzucać tak nagle swych parafjan? Zresztą — dodał, ponownie przebiegając list wzrokiem, podczas gdy Ben Joel zabierał się do jedzenia — z tego, co pisze Cyrano widzę, że mamy jeszcze dwa dni przed sobą. Przyjaciel mój ma wyruszyć z Paryża dopiero w cztery dni po panu, nie mamy więc żadnej potrzeby, uprzedzać go w przybyciu do Colignac. Dość będzie, gdy znajdziemy się tam jednocześnie z nim,a przez ten za wypoczniesz pan po podróży.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/296
Ta strona została przepisana.