Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/303

Ta strona została przepisana.

świeżym trawniku, który dostarczał mu zarazem i miękkiej podściółki i pożywienia, i para sprzymierzeńców udała się w kierunku oświetlonego okna.
Okno znajdowało się na wysokości ośmiu stóp od ziemi.
— Oprzyj się o mur — szepnęła Marota — i nadstaw mi, z łaski swej, plecy.
Castillan wsparł się obiema rękami o ścianę i plecy nadstawił.
W dwóch skokach tancerka znalazła się na jego ramionach i stanęła na nich, jak na szczeblu drabiny.
— Czy widzisz co? — spytał cicho Sulpiciusz.
— Tak — szepnęła Marota. — Są obadwaj w pokoju..
W ten sposób zostało podpatrzone przez cygankę pierwsze spotkanie się Ben Joela z księdzem Szablistym.
Nie mogła dosłyszeć, o czem z sobą rozmawiali, lecz z postawy, miny i całego obejścia się tak gospodarza, jak gościa, łatwo odgadła, że panowała między nimi najdoskonalsza zgoda i że cygan przyjęty został przez proboszcza za prawdziwego Castillana.
Dobrze więc uczyniła, doradzając młodzieńcowi przezorność.
Spór pomiędzy Ben Joelem i Sulpicjuszem mógł był popsuć całą sprawę, gdyż wzbudziłby podejrzliwość w księdzu, który najpewniej obu posłańców wyrzuciłby za drzwi.
Trzeba było postępować z jak największą ostrożnością. Zrozumiał to dobrze Castillan, gdy cyganka, opuściwszy swe stanowisko, zdała mu dokładną sprawę ze swych spostrzeżeń.
—W tej chwili — rzekła — myśleć trzeba o tem tylko, aby zapewnić sobie na jutro rano tajemne