Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/309

Ta strona została przepisana.

nikt nie mógł się domyślać rzeczywistego celu naszej rozmowy.
Ksiądz Szablisty, niezmiernie zaciekawiony tym wstępem, osądził za stosowne uczynić uwagę nieznajomemu i, porzucając ojcowski ton spowiednika, rzekł poprostu:
— Ależ mogłeś pan, dla swobodnego pomówienia ze mną, zgłosić się wprost do plebanii. Niktby tam panu nie przeszkodził.
— Do plebanii właśnie najbardziej obawiałem się przybyć, nie uprzedziwszy wpierw księdza dobrodzieja o wszystkiem. Proszę więc, aby mi wolno było w tem miejscu powód mego przybycia wyłożyć.
— Zgoda. Słucham pana.
— Pierwszem z mych wyznań będzie: wyjawienie swego nazwiska. Nazwisko to sprawi niezawodnie księdzu proboszczowi wielką niespodziankę.Nazywam się Sulpicjusz Castillan.
Proboszcz aż podskoczył na siedzeniu.
— Powiesz mi z pewnością, mój ojcze — ciągnął młodzieniec, nie dając księdzu przyjść do słowa — że masz już u siebie w domu jednego Sulpiciusza Castillan. Ale który z dwóch jest nim naprawdę?On, czy ja? Otóż przybyłem tu poto głównie, aby dopomóc księdzu proboszczowi w rozwikłaniu tej ciemnej zagadki. Proszę wysłuchać uważnie i z dobrą wolą tego, co powiem, a wątpliwości łatwo się rozjaśnią.
Castillan opowiedział wówczas szczegółowo i z zupełną otwartością wszystkie przygody, których był bohaterem od chwili wyjazdu z Paryża — nie opuszczając nawet epizodu z Marotą.
— Panie — odrzekł ksiądz Jakób, wysłuchawszy z niezmierną uwagą opowiadania. — Bardzo być może, iż to wszystko, co mi pan mówisz, jest naj-