Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

— To są drobne awanturki — wtrącił margrabia, — Mówią, że spotkało cię coś poważniejszego...
—Nie wiem, o czem chcesz mówić, margrabio?
— Alboż nie pokłóciłeś się z Poquelin’em, który tak niegrzecznie ściągnął jedną scenę z twego „Pedanta“, aby ją przyczepić następnie do tej farsy, która ma tytuł „Oszustwa Scapina“?
— A! już wiem, o co ci idzie.
— Widzę, że dość obojętnie sprawę tę traktujesz.
— Pocóż mam ją traktować inaczej! — rzekł poeta, wzruszając ramionami, — Jeżeli Molier oskubuje piórka z moich dzieł, aby się w nie przystroić, ludzie o tem wiedzą i mówią, jestem już przeto dostatecznie pomszczony.Zresztą, jeśli myśli moje kradnie, dowodzi tem, że je ceni; nie tknąłby ich, gdyby sądził, że nic nie są warte.
— Bezwątpienia.
— Chcesz jednak wiedzieć, margrabio, co mnie obraża? Oto zuchwalstwo Moliera, który przypisuje własnej twórczości myśli, podsuwane mu jedynie przez dobrą pamięć, i uważa się za ojca pewnych dzieci, przy których pełnił jedynie rolę — akuszerki,
Wybuchem śmiechu przyjęto ten żarcik.Zniknął przymus, krępujący dotąd towarzystwo.Dobry humor Cyrana rozpogodził wszystkie twarze.
— Przyjacielu Bergeracu! — odezwał się nagle margrabia. — Wart jesteś więcej, niż opinia o tobie.
— Nie mów y o mojej opinii. Jeśli zła, to dlatego, żem wrogom moim pozostawił dość czasu do jej fabrykowania. Mówmy raczej o twojem szczęściu, kochany Rolandzie, o uciechach życia rodzinnego, o twem ojcowskiem zadowoleniu, margrabio. Niejedno zapewne mielibyście mi o tem do powiedzenia.
— Owszem, jedno tylko — wyrwał się Roland,