Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/311

Ta strona została przepisana.

—Ach, panie! jeśli tak, to muszę zauważyć, żeś złożył losy tej sprawy w ręce wielce podejrzane!
— Bądź spokojny, mój ojcze. Dziś już jestem jej pewny. Jeszcze słowo. Czy potrafiłem zdobyć sobie u księdza dobrodzieja choć odrobinę zaufania?
— W głosie pańskim przebija się szczerość—wyznał ksiądz Jacek. — Jednakże, jak to już panu mówiłem, nie mam jeszcze wystarczających dowodów, abym mógł gościa swego poczytywać za oszusta.
— Niech i tak będzie.Wypada więc księdzu dobrodziejowi czekać na nowe odkrycia i wyjaśnienia. Tymczasem, spodziewam się, że treść naszej rozmowy pozostanie tylko wyłącznie pomiędzy nami dwoma?
— Wszakże uprzedziłeś mnie pan, że to spowiedź...
— Prawda; jestem więc co do tego spokojny. Pozostaje mi jeszcze udzielić szanownemu księdzu ostatnie zalecenie.
— Mów pan.
— Radzę oświadczyć gościowi wręcz, zaraz za powrotem z kościoła, że postanowiłeś, ojcze, nie wyjeżdżać, gdyż dowiedziałeś się, że Cyrano jest w drodze do Saint-Sernin. Zobaczymy, ojcze, jakie wrażenie sprawi na nim ta wiadomość. Oprócz tego zalecam mieć się na baczności, gdyż jest rzeczą prawdopodobną, że Ben Joel zapragnie przywłaszczyć sobie siłą lub podstępem ów drogocenny dokument.
— Zastosuję się do tych rad. Wszystko to napełnia mnie niepokojem, i widzę, że jest tu niezbędną jak największa ostrożność.
— To, są, słowa bardzo, roztropne. Jeśli na plebanji znajduje się wypadkiem,jaka stara szpadzina, otrzej ją, ojcze, ze rdzy i miej pod ręką; jeśli, co