Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/322

Ta strona została przepisana.

w splątaną sieć wąskich zaułków; sąsiadujących z ulicą Św. Pawła, i po pewnym czasie stanęła przed bramą pałacu hrabiego de Lembrat.
Ujęła drżącą ręką młotek i zapukała.
Hrabia Roland był w domu od godziny; prócz niego, wszyscy w pałacu spali. Zilla poczekała pół minuty. Potem ujęła powtórnie ozdobną kołatkę z kutego żelaza i uderzyła nią kilkakrotnie w bramę.
Zrobił się ruch na dziedzińcu pałacowym; dały się słyszeć ciężkie kroki i jakiś szorstki głos zapytał:
— Kto tam?
— Chcę pomówić z panem de Lembrat — odrzekła Zilla niecierpliwie.
— Pan hrabia śpi. To nie pora na rozmowy.
— Raz jeszcze proszę, aby mi otworzono. Chodzi tu o sprawę wielkiej wagi.
— Ruszaj precz, włóczęgo! A nie kołataj, cię każę sprzątnąć pachołkom miejskim. Słyszane to rzeczy, budzić ludzi o pierwszej po północy!
Po tej przemowie odźwierny zawrócił, stukając mocno podkutem obuwiem po kamieniach.
Cyganka zrozumiała,że wszelkie dalsze pokuszenia były by daremne.
Zresztą uspokoiła ją myśl, że przez te kilka godzin żadne niebezpieczeństwo nie będzie groźne Manuelowi.
Postanowiła nie wypuszczać hrabiego z pałacu, bez rozmówienia się z nim i w tym zamiarze usiadła na ławce nieopodal bramy, owinęła się szalem i zapadła w półsen, szepcąc do siebie:
— Poczekam.
Noc wydała się jej długą, jak rok cały. O świcie przejął ją nawskroś chłód wilgotny i nabawił dreszczów.Trzęsła się cała od zimna, a jednocześnie głowę miała w ogniu, i ta gorączka we-