—Tak, lecz ty nie posiadasz prawa żądania jej, Zilla podniosła głowę.
— I dlaczegóż to? — spytała.
— Jesteś zbyt ciekawa.Czyż trzeba ci mówić, że nie jestem jeszcze zupełnie pewny twego nawrócenia i że nie mogę nastręczać ci sposobności porozumienia się z oskarżonym.
— I cóż ja mogę przedstawiać groźnego dla sądu?
— Czyż ja mogę wiedzieć? Odejdź w pokoju,
dziewczyno, i nie grzesz więcej.
— Błagam pana, wysłuchaj mnie.Idzie tu może o życie Manuela! Pozwól mi widzieć się z nim.
— Tracisz czas nadaremnie.
— Pozwól przynajmniej napisać do niego.
— Dość już. Nie mam czasu na rozmowy z tobą. Łzy twoje wcale mnie nie wzruszą. Gdy raz powiem; nie, to — nie! Bądź o tem jak najmocniej przekonana.
Starosta zadzwonił.
Zjawił się woźny.
— Jeżeli ta kobieta — rzekł doń, wskazując Zillę — jeszcze raz zjawi się,tu, nie puszczać jej.
W tejże chwili powstał i, ponawiając scenę, która odegrała się niedawno w pałacu Lembrat, otworzył drzwi w głębi komnaty i zniknął.
Z piersi Zilli wyrwał się okrzyk gniewu i oburzenia. Chciała wszystko wyjawić, wyznać całą prawdę, tymczasem wcale słuchać jej nie chciano.
Nadzieja, którą łudziła się, idąc najpierw do hrabiego, następnie do starosty, zgasła już w jej sercu na zawsze.
Siostra Ben Joela zrozumiała, że odtąd już tylo na siebie samą liczyć może.
W tej chwili napółnieprzyłomna od znużenia, gorączki i strapień moralnych miała straszne widzenie.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/329
Ta strona została przepisana.