Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/333

Ta strona została przepisana.

—Spojrzyj pan na ten grób olbrzymi—ciągnęła, wskazując ręką wysokie mury więzienia. — Zamyka on w sobie, co mam na świecie najdroższego,gdyż i ja również kocham, a ukochany mój może życie postrada w tem zamknięciu.
Cudownym instynktem, właściwym kobietom, Zilla odgadła, że na tę duszę czułą i szlachetną, która wyzierała z oczu chłopca, silniej oddziała głos szczerego uczucia, niż pospolita zalotność lub przekupstwo.
Mogła była ofiarować mu pieniądze — wolała zawierzyć poczciwym instynktom młodzieńca, zrobić go powiernikiem swych tajemnic sercowych, zająć go swym losem i potrącić w jego duszy struny delikatniejsze, niż samolubstwo i chęć zysku.
Patrzył na nią zdziwiony, lecz nie przerażony zbytecznie tym wstępem, który jednak pozwalał mu zgadywać, że Zilla zamierza prosić go o coś, co może narazić jego stanowisko, a przynajmniej pozbawić go spokoju.
Twarz cyganki promieniała wyrazem tak gorącej nadziei, że nie miał odwagi nakazać jej milczenia, lub też opuścić jej poprostu.
— O kim chcesz pani mówić? — zapytał wreszcie,rzuciwszy dokoła szybkie spojrzenie, aby upewnić się, że nikt słyszeć go nie może.
— Słyszałeś pan zapewne o młodzieńcu, którego oskarżają o przywłaszczenie sobie cudzego nazwiska i tytułu?
— Czy nie nazywa się on przypadkiem Manuel? — przerwał Johann.
— Tak właśnie. Czy pan go znasz?
— O tyle, o ile można znać więźnia, którego widziało się przy świetle latarni, w ciemnościach więziennego lochu.
— Biedny Manuel, cierpi bardzo, nieprawda?