ją niewolnicą: należeć będę do ciebie, jak pies do swego pana.
— Cóż trzeba czynić?-zapytał Johann, porwany tonem tego przemówienia.
Zdjęła z ręki srebrną bransoletę i ostrzem maleńkiego sztylecika nakreśliła na niej kilka znaków, niezrozumiałych dla Johanna i dla innych, ale które Manuelowi, obeznanemu z hieroglifami cygańskiemi, mówiłyby wyraźnie o zamierzonym zamachu na jego życie i o potrzebie jak największej ostrożności.
Zaledwie skończyła to niezwykle pisanie, młody sługa podjął na nowo:
— Co trzeba czynić?
— Doręczyć to więźniowi — odrzekła, podając bransoletę — ale doręczyć nie jutro, nie dziś nawet wieczorem, ale—natychmiast.
„Boże! — pomyślała z boleścią — żyjeż on aby jeszcze?“
Johann wziął bransoletę; jednak zdawał się namyślać.
— Nie jestem pewny — rzekł nieśmiało — czy będę mógł zrobić to tak prędko, jak pani pragnie.
Schodzę do lochów dopiero około południa.
— Idź jak najśpieszniej biegnij, pędź! Bóg da ci natchnienie i Bóg cię wspomoże!
Młodzieniec odszedł.
— Czekać będę na ciebie!— zawołała za nim. — Powracaj, aby powiedzieć mi wszystko, nawet najstraszniejszą wieść, której się obawiam!
I złamana zarówno ciałem, jak duszą, upadła na bruk, podczas gdy Johann podążał szybkim krokiem do gmachu więziennego.
Gdy zniknął jej z oczu, zatonęła w tej mglistej otchłani marzeń niejasnych, a dręczących, które tyle ucisku wewnętrznego sprawiają, gdy czyje życie
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/336
Ta strona została przepisana.