Od poprzedniego wieczora Zilla nic w ustach nie miała. Ostatnim wysiłkiem podniosła się z miejsca i, wspierając się o mury kamienic, które chwilami zdawały się z pod ręki jej usuwać, zwróciła kroki ku Domowi Cyklopa.
— Aj! skądże to, panienko, powracasz? — powitała ją stara odźwierna, ujrzawszy taką bladą, wynędzniałą i chwiejącą się na nogach.— Cóż to za nieszczęście przytrafiło się panience?
Cyganka nic na pytanie to nie odrzekła i zebrała resztę sił, aby prze być spadziste schody, wiodące do jej mieszkanka. Spodziewała się, że wypocząwszy cokolwiek i posiliwszy się, odzyska siły i będzie mogła stanąć do walki z tem samem, co poprzedniego dnia, męstwem i z tą samą dzielnością.
Była to złudna, niestety, nadzieja. Zilla odzyskała wprawdzie nieco sił, ale dreszcze poczęły wstrząsać jej ciałem.Te dreszcze były zpoczątku powierzchowne — później jednak przeniknęły do środka i zlodowaciły ją całą.
Rzuciła się na łóżko, nakryła całym stosem kołder i odzieży i zamknęła oczy, licząc na to, że sen sprowadzi jej zapomnienie, a więc i ulgę.
Cios jednak, który otrzymała, był zbył głęboki, aby dać jej mógł choćby chwilę spokoju.
Przez całą noc rzucała się na pościeli, dręczona nieopisanem cierpieniem.
Równocześnie z temi zapasami ciała z ogarniającą ją słabością, straszniejszą jeszcze walkę toczyła jej dusza.
Zilla myślała że miłość skłoniła ją do popełnienia wielkiego błędu; dla ocalenia tej miłości, dla dogodzenia własnemu tylko szczęściu, przyczyniła się ona do uwięzienia Manuela — a kto wie, czy nie stanie się nawet przyczyną jego śmierci.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/338
Ta strona została przepisana.