jąca się bynajmniej sercem czułem, zaniepokoiła się i poszła na górę, aby dowiedzieć się o zdrowie swej mieszkanki.
Zilla wciąż jeszcze leżała na podłodze nieruchoma i nieprzytomna.
Starucha dotknęła jej rąk i czoła. Ręce były lodowate, czoło rozpalone.
Z energią, której niełatwo było domyśleć się w niej, podźwignęła cygankę obiema rękami i zaniosła, a raczej zaciągnęła na łóżko.
Potem pobiegła po dzbanek z wodą i, sądząc, że to proste omdlenie, skropiła obficie twarz Zilli.
Po tym zimnym, kroplistym deszczu chora wstrząsnęła się febrycznie, ale nie otworzyła ani oczu, ani ust.
Odźwierna, nieżarłem już przestraszona, zbiegła nadół, wzywając pomocy.
Niebawem zjawił się lekarz, którego sprowadzili cyganie, znajdujący się w izbie noclegowej, Z trudnością przywołał on Zillę do przytomności.
Odzyskała ją wszakże na krótko, gdyż nowy napad gorączki zmógł ostatek jej energii. Wpadła w malignę i lekarz oświadczył, że obawia się o jej życie.
Trzeba było czuwać bez przerwy przy chorej.
W nieobecności Ben Joela, podjęła się tego odźwierna.
W tymże czasie Johann Müller, wierny danemu przyrzeczeniu, wyczekiwał powrotu Zilli, aby zdać jej sprawę z tego, co zaszło w więzieniu. Poprzedniego dnia obowiązki służby trzymały go na miejscu, nie pozwalając ruszyć się krokiem z więzenia.
Znużyło go wreszcie tak długie oczekiwanie i postanowił wrócić do domu, dziwiąc się szczególnemu postępowaniu dziewczyny, która objawiała naprzemian tak wielką troskliwość i tak wielki brak pamięci.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/341
Ta strona została przepisana.