Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/358

Ta strona została przepisana.

Przystęp do okna nie był trudny. Co więcej, wejście niem przedstawiało tę ważną korzyść, że wprowadzało ono odrazu do sypialni księdza.
— A więc oknem! — postanowił Rinaldo, gdy mu towarzysz okoliczności te przełożył.
— Potrzebne światło!— zauważył cygan.
— Już o tem pomyślałem.
— Masz latarkę?
— Nie, lecz mam krzesiwo; z chaty zaś wieśniaka wziąłem trochę pakuł, Wystarczy nam to, zanim odszukamy lampę.
— A więc dalej! Ja wejdę pierwszy.
Podsunęli się pod sam mur plebanii.
Rinaldo oddał wówczas Ben Joelowi też samą przysługę, jakiej niedawno w tem miejscu zażądała Marota od Castillana. Nadstawił plecy, po których tamten wspiął się do okna.
Cygan, trzymając się muru, stanął w zagłębieniu framugi i całą siłą nacisnął ramę okna, która nacisku nie wytrzymała, gdyż osłabiło już ją niedawne pchnięcie — potężnego księżowskiego ramienia.
Okno otworzyło się na całą szerokość.
W tejże chwili dał się słyszeć w pokoju ruch jakiś, którego cygan, zajęty swą robotą, nie zauważył.
— Dalej — hop! — zawołał przyciszonym głosem,wyciągając rękę do Rinalda.
Ben Joel był bardzo silny i sługa Lembrata bez obawy sile jego zaufał. Pochwycił jego rękę i, szarpnięty silnie wgórę, wsparł się stopami o mur. Następnie cygan wciągnął go obiema rękami do pokoju.
— Do roboty! — rzekł Rinaldo, gdy tylko poczuł grunt stały pod stopami.
Podczas dy Ben Joel błądził po sypialni, szukając poomacku lampy, Rinaldo zatlił przy pomocy krzesiwa pakuły.