Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/368

Ta strona została przepisana.

— Podły tchórzu!— wykrzyknął Cyrano z najwyższą wzgardą. — Tak bardzo zatem lękasz się o swą skórę? Uspokój się; możesz ją jeszcze ocalić.
— W jaki sposób?-zapytał prędko cygan, czepiając się rozpaczliwie słabego promyka nadziei.
— Oddając mi swą księgę rodzinną.
— Dam ją jasnemu panu — zapewnił cygan.
— Dobrze. Jest ona w Paryżu, nieprawda?
— Tak, jasny panie.
— Udamy się tam zatem jutro, w twojem zaszczytnem towarzystwie, Castillanie, odprowadź tego człowieka.
Potem, zbliżając się do księdza, który czuwał przy Rinaldzie, zapytał:
— Czy masz jaką nadzieję?
— Mam nadzieję, że Bóg mu przebaczył — odrzekł kapłan głosem poważnym.
Sawinjusz spojrzał na Rinalda. Leżał nieruchomo z głową na piersi opadłą, Nie żył już.
Pochowano go nazajutrz na małym miejskim cmentarzyku, nieopodal od pięknego folwarku, którego właścicielem zostać się spodziewał.
Ben Joel, któremu było bardzo niewygodnie w ciemnej i ciasnej piwniczce, rozmyślał w czasie swej samotności o ostatnich przeciwnościach losu i próbował tworzyć nowe plany.
Nigdy jeszcze nie dokuczało mu w tym stopniu, co teraz, pragnienie zemsty. Nawet chciwość ustępowała w jego duszy przed nienawiścią, jaką żywił do Cyrana.
— Kochany Jakóbie — rzekł Cyrano do proboszcza, uprzedzając go o swym bliskim odjeździe zapraszam cię na ślub Ludwika de Lembrat z paną Gilbertą de Faventines, a co więcej, proszę cię, aby z twoich rąk otrzymali oni błogosławieństwo na drogę życia. Urządź zatem w ten sposób swoje