Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/372

Ta strona została przepisana.

wieczerzę. Razem z cyganem zasiedli do niej i służący. którym zlecono straż nad nim.
Gdy pojawiły się wety i gdy wino rozgrzało głowy, podniecając wesołość całej kompanii, Ben Joel postanowił zaskarbić sobie łaski u nowych towarzyszów.
Na różny sposób brał się do tego. Pokazywał służącym sztuki z kubkami, opowiadał im wesołe dykteryjki, wymyślał gry przeróżne, słowem, zabawiał ich wyśmienicie.
Ludzie ci dawno już w ten sposób nie ucztowali.
Życie w tym starym, gęstemi borami otoczonym zamku było nadzwyczaj jednostajne, rozrywka przeto każda nabierała tam podwójnej wartości.
To też służba hrabiego oddała się zabawie całą duszą, a burgrabi a, który był jej wyrocznią, oświadczył poważnie, że „pan Ben Joel“ nie może być złym człowiekiem, za jakiego uważają go, skoro potrafi porządną kompanię uczciwie zabawić i rozweselić.
— To prawda — odrzekł na tę uwagę cygan, przybierając minę uciemiężonej niewinności — nie wiem, dalibóg, dlaczego pan de Bergerac tak mi nie dowierza? Towarzyszę mu w drodze do Paryża, gdzie mam mu oddać pewną małą przysługę, i z powodu, ześmy się tam kiedyś z sobą trochę posprzeczali, obawia się, że go mogę porzucić!
— Jestem pewny, że to panu nawet przez głowę nie przejdzie — oświadczył burgrabia.
— Rozumie się. Byłbym zresztą skończonym głupcem, gdybym chciał uciekać. Dano mi dobrego konia, nakarmiono pyszną wieczerzą, i to, wszystko za darmo. Gdyby mi nawet podobna niedorzeczność, jak porzucenie pana.de Cyrano, do głowy przyszła, poczekałbym ze spełnieniem jej do Pa-