Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/376

Ta strona została przepisana.

pierwszy kamień.Mur był zupełnie gładki, pozbawiony wszelkich szczerb i wszelkich wyskoków. Nie rosło też przy tym murze żadne drzewo, którego gałęzie mogłyby posłużyć wdrapującemu się za oparcie.
Ben Joel zmierzył oczyma przestrzeń, dzielącą go od szluzy. Wynosiła ona co najmniej dwadzieścia pięć stóp, cygan zaś zanadto dbał o całość swych kości, aby chciał się narazić na skok tak niebezpieczny.
Cofnął się w głębię ogrodu. Niecierpliwość i niepokój dokuczać mu zaczęły, Jął znów rozmyślać, szukać i — znalazł, co mu było potrzebne.
W kącie ogrodu, pod samym murem, potknął się o leżące na ziemi drzewo jodłowe, które musiało być świeżo ścięte, gdyż kora była jeszcze zupełnie świeża. Drzewo to było przepiłowane w całej długości na grube żerdzie.
Cygan zmierzył długość żerdzi. Liczyła ona około piętnastu stóp, a więc o jakieś dziesięć stóp mniej, niż cyganowi było potrzeba.
— Do djabła! — zaklął — widzę, że mi będzie trudniej wydostać się stąd, niż sądziłem.
Wziął jednak z sobą znalezioną żerdź i wyciągnął ją na środek ulicy.
Następnie przywlókł drugą takąż samą żerdź i próbował przymocować ją do tamtej. Ale nie miał rzeczy najkonieczniejszych do tego: sznura i gwoździ.
Na szczęście, znalazł trochę dość mocnego łyka. Przyłożywszy żerdzie do siebie i wzmocniwszy je dębowemi gałęziami, zabrał się do związywania ich owem łykiem, próbując co chwila wytrzymałości spoidła.
Praca nad tem zabrała mu około dwóch godzin czasu.