Sekretarz poety miał bardzo niewyraźne pojęcie o tem, gdzie znajduje się więzień i jak się dostać do niego.
Jął wypytywać służbę, która wskazała mu mieszkanie burgrabiego.
Udawszy się tam, usłyszał dobywające się z głębi przekleństwa.
— A zdrajca! łotr! szubienicznik! — wykrzykiwał służący hrabiego. — Oczarował mnie z pewnością, psiawiara!
— Proszę otworzyć! — zawołał Castillan.
— A jakże mam otworzyć, skoro sam jestem zamknięty, To pan raczej wypuść mnie na wolność!
Sulpiciusz otworzył drzwi z klucza. Ukazał się w nich wściekły od gniewu burgrabia.
— Więzień? — spytał młodzieniec.
— Uciekł, panie, zniknął! ziemia się pod nim rozstąpiła! Ach, dola moja nieszczęsna! Zgubiony już jestem bez ratunku!
Straszny był gniew Cyrana, gdy mu o ucieczce cygana doniesiono.
Cała służba zamkowa dosiadła koni i popędziła na wszystkie strony, upatrując zbiega.
Cygan, zamiast pędzić naoślep przed siebie, jakby to zrobił na jego miejscu każdy nowicjusz, oddalił się zaledwie o jakieś dwie lub trzy wiorsty od zamku i ukrył się w trzcinie, nieopodal od drogi.
W godzinę później widział z kryjówki swej całą przebiegającą mimo niego kawalkadę, na czele której galopowali: Sawinjusz i hrabia Colignac. Towarzyszyła też im Marota.
— Wybornie — rzekł do siebie Ben Joel. — Odrazu trop zgubili. Mogą sobie teraz pędzić na koniec świata, jeśli im się podoba.
Jakkolwiek dręczony głodem i przejęty nawskroś wilgocią, nie prędko odważył się wyjść z kryjówki.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/378
Ta strona została przepisana.