Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/381

Ta strona została przepisana.

mi łaskawie, że cię odrywam od ważnych zajęć, lecz...
— Lecz — przerwał starosta, uprzedzając myśli gościa — jesteś pan niecierpliwy dowiedzie się o obecnym stanie naszej sprawy.
— Nieinaczej. Zaciekawia mnie niezmiernie ten proces, nie dlatego, bym pożądał zemsty lub jakiegokolwiek osobistego zadowolenia, lecz że pragnę dojść, jakie pobudki kierowały w rzeczywistości tymi, co ten niecny podstęp wymyślili.
— Gdybyśmy chcieli wierzyć temu, co mówi oskarżony, nie było tu żadnego podejścia.
— Wciąż zatem zaprzecza? — wykrzyknął Roland z doskonale udanem zdziwieniem.
— Jest niesłychanie zacięty w swym uporze. Badałem go przed chwilą właśnie.
— I cóż?
— Utrzymywał najpoważniej w świecie, że nazwisko i tytuł, które przybrał, należą mu się z prawa, i że pan hrabia wie o tem lepiej, niż ktokolwiek inny!
— Ja!
— Tak, panie hrabio. Twierdzi on nawet rzecz niesłychaną doprawdy, a jednak prawdziwa — że sędziom przedstawi dowód...materialny dowód słuszności swych zeznań.
— Dowód... materialny? — powtórzył Roland niespokojnie. Cóż takiego ma on na myśli?
— Nie wiem. Odmówił bliższych wyjaśnień.
— A pan starosta nie domyśla się o co idzie?
— Nie, nie domyślam się. Jedna tylko rzecz mnie uderzyła. Podczas poprzednich przesłuchiwań Manuel był smutny, przygnębiony nawet. Na zadawane sobie pytania odpowiadał z widocznym wysiłkiem, świadczącym o upadku ducha, Dziś stanął