dnością widocznie zapominający o miłej znajomości, zawartej z wicehrabią Ludwikiem de Lembrat.
Tak jest; bardzo.
— Czemuż go tak nagle porzucił?
— Cyrano ma dużo miłości własnej. Nie chce przyznać się do tego, że był chrzestnym ojcem oszusta, i być może, osądził za rzecz najlepszą czekać w ukryciu, aż go sądy uwolnią na zawsze od nieprzynoszącego mu zaszczytu pupila.
— Jest najpewniej tak, jak pan hrabia utrzymujesz.
— Zapomnijmy o Bergeracu, panie de Faventines, i jak sam tego pragnąłeś, pomówmy o mojem małżeństwie. Długo nad tem rozprawiać nie potrzebujemy. W tej chwili pozostaje nam już tylko oznaczyć dokładnie termin.
— Zapytam Gilberty.
— O! pannom nigdy się nie śpieszy. Trzeba w ich imieniu powziąć postanowienie, przeciw któremu nigdy one prawie nie zakładają opozycji. Za dwa tygodnie, jeśli pozwolisz, panie margrabio, mogę zostać pańskim zięciem.
Margrabia zwrócił pytający wzrok na żonę, która, zagłębiona w pracowitem wyszywaniu kwiatów kolorowemi jedwabiami, zdawała się obcą tej całej rozmowie. Nie dojrzawszy w wyrazie jej twarzy zaprzeczenia, odrzekł:
— Zgoda, kochany hrabio; za dwa tygodnie.
Przy tych słowach podał rękę Rolandowi, który ją energicznie uścisnął.
Do uścisku dołączyłby też zapewne kilka oświadczeń wdzięczności, lecz w tej chwili weszła Gilberta.
Ostatnie wzruszenia i troski odbiły się wyraźnie na twarzy panny de Faventines. Pobladła i zeszczuplała, a oczy jej nabrały niezwykłego i niepokojącego blasku.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/387
Ta strona została przepisana.